:)

niedziela, 12 października 2014

Rozdział XXXXIII

Mystic Falls.

Późne popołudnie. Jak na tą porę roku, jest dość ciepło. Granicę miasta kilkadziesiąt minut temu przekroczyły dwie wampirzyce, Margaret i Alice. Kierują się ku nowej posiadłości Kola Mikaelsona. Nie jest to pałać ale dość duży domek. Pierwotny jeszcze nie skończył pokoju, który szykował dla Tatii.
Tatia Petrova to pierwotna lub jedna z pierwszych sobowtórów, choć ta pierwsza teoria jest bardziej prawdopodobna. Ponad tysiąc lat temu, jak jeszcze pierwotni byli zwykłymi śmiertelnikami, Klaus zakochał się w pięknej, długowłosej dziewicy imieniem Tatia. Do dzisiejszego dnia hybryda nie wie iż jego młodszy brat również darzy piękną dziewczynę uczuciem. Śmierć Petrovej była wielkim ciosem dla obu z braci, tylko to własnie Kol nie przestał szukać rozwiązania, a raczej sposobu by przywrócić ją do świata żywych. Prawda jest taka, że przez ten cały czas nie potrafił pokochać innej kobiety.

Oczami Kola:
Właśnie zrobiłem się głodny. Cały dzień nic nie jadłem. Chyba muszę wybrać się na miasto, coś przekąsić, szczególnie iż dzisiaj piątek, a w centrum aż roi się od pijanych nastolatków. Tacy są najlepsi. Świerza, młoda krew. Na samą myśl o tym zrobiłem się jeszcze bardziej głodny niż wcześniej. Podszedłem do lodówki i wyciągnąłem woreczek z krwią i nalałem do kubka.
-Mi też nalej. Konam z głodu, kochanie. - odwróciłem się. Dobrze znałem ten głos. To moja "ukochana" Alice. Głupiutka myśli że niczego się nie domyślam. Choć przyznam że taki układ mi całkowicie pasuje. Założę się że ona też nie darzy mnie miłością. Oboje okazujemy sobie uczucie którego tak na prawdę do siebie nie czujemy. Ja chce by wskrzesiła Tatię, a ona chce bym pomógł jej zabić Katherine. Wiem że nie tylko to jest jej celem. Za wszelką cenę będzie próbować zbliżyć się do mojej rodziny by przejąć księgę mojej matki. Wraz z Alice przyjechała Monique. Twarda z niej sztuka. Zgrywa bardzo uczuciową i w głębi serca pewnie taka jest. Nie zdaje sobie tylko sprawy że wiem o niej więcej niż Alice. Ta cała klątwa? Pfff to ściema. Pamiętam jak Tatia mi o niej opowiadała. Wszyscy się bali że w końcu kogoś to dotknie, ale ona przekonywała mnie że  nie mam się czego bać. To wszystko tylko bajka. I mimo iż fakty mówiły jedno, to ufałem jej jak cholera. Klaus i Salvatorowie drżą z przerażenia że w końcu biedna Elenka wpadnie w szał zabijania. Jest to możliwe, ale Monique a Elena to całkiem inna bajka. Margaret potrafiłaby wyrżnąć całe miasto bez śladu sumienia, Elena za to już dawno albo by wyłączyła człowieczeństwo, albo poszłaby krótszą drogą. Jaką? Zabiłaby się.
-Witajcie. - przywitałem się. Jednego nie można im odmówić. Urody. Obie są cholernie seksowne. Nachyliłem się po kolejne 2 woreczki z krwią i nalałem kolejno do dwóch kubków.
- No, no. Pięknie się urządziłeś, kochanie. - podeszła do mnie Alice i cmoknęła mnie w usta. - Ale i tak myślę że przyda się tu kobieca ręka.
                                          * * *
Usiedliśmy wszyscy do stołu. Nie spodziewałem ich się tak prędko. Pytałem co było powodem ich nagłego powrotu, ale dopiero po długiej rozmowie zrozumiałem.
- Czyli szukacie Bennett? - zapytałem, wcale nie zdziwiony.
- Tak. Wiemy że niejaka Bonnie tu mieszka. - spojrzałem na nie i zmarszczyłem brwi. - gdzie? - kontynuowała.
- Co gdzie? - nie wiedziałem o co chodzi.
- Kochanie mnie nie oszukasz. Chcę adres. I nie wmawiaj mi że go nie znasz.
- Znam, znam, ale ona i tak wyjechała. - wziąłem łyka krwi.
- Bo pojechała z blondyną i biednym sobowtórem do Nowego Jorku na koncert, złotko.
- Jeszcze lepiej- uśmiechnęła się 

 -Bez Salvatorów pójdzie dość szybko. Monique, szykuj się na podbój New York City! - dodała. 
* * *

New York.

Już po koncercie. A jak wiadomo, zawsze po takich imprezach są afterparty. Do dziewczyn dołączyła również Rebekah której nikt się nie spodziewał.
- Nigdy nie sądziłam że mogłabym tak się dobrze z wami bawić. Było świetnie.- powiedziała, idąc pewnym krokiem po ulicach Nowego Jorku. 
Na koncert założyła białą sukienkę przed kolano z dużym dekoltem, pudrowe szpilki oraz torebkę tego samego koloru.
- Z nami zawsze i wszędzie jest świetnie. Polecamy się na przyszłość. - powiedziała Caroline.
- Właśnie, a gdzie ten klub? - Elena skierowała pytanie do Rebeki.
- Jesteśmy na miejscu, dziewczyny. - Stanęła przed wielkim budynkiem z szyldem "Mohito". - Byłam tu kilka razy. Fajna muzyka, dużo przystojniaków i świetne jedzenie, jeśli wiecie co mam na myśli. - puściła oczko do dziewczyn. Każda z nich się uśmiechnęła prócz Bonnie której nie uśmiechało się na myśli krwi.

                                            * * *

New York w tym samym czasie...

Miranda i Alice doleciały najbliższym samolotem do NYC. Mają szanse i nie mogą jej zmarnować. Podczas gdy czarownica która jest dłużna Alice przysługę będzie odprawiać rytuał wskrzeszenia, ta musi nie tylko połączyć krew Eleny i Katherine ale musi połączyć czarownice z Bonnie by ta mogła czerpać z niej moc. Nie od dziś wiadomo że czarownice z rodziny Bennettów są najpotężniejsze. A Gilbert i Bonnie w jednym miejscu to idealna okazja. Alice właśnie rzuca zaklęcie lokalizujące dziewczyny. Wszystko wskazuję na klub "Mohito". To właśnie tam udają się wampirzyce.
                                            * * *
Elena i Rebekah wykorzystując sytuację iż reszta towarzystwa ulotniła się do baru, zaczęły karmić się w klubie. Gilbert jest pewna że przyjaciółkom by się to nie spodobało dlatego nie zmarnuje okazji by napić się świeżej krwi. Elena podeszła do blondynki w krótkich włosach. Zahipnotyzowała ją i wbiła się śnieżnobiałymi kłami w jej szyję. Po chwili pierwotna dołączyła do niej. 

Przed barem dziewczyny zamawiają drinki.
- Proszę, zamów nam po Cosmopolitanie,  idę poprawić sobie make up. - powiedziała Caroline i powędrowała w poszukiwaniu toalety. Kiedy już znalazła, od razu wzięła w dłoń maskarę i zaczęła starannie przeczesywać rzęsy.
- Sukienka Ci się odpina. - powiedziała nieznajoma dla wampirzycy dziewczyna która również stała przed lustrem.
- O, dzięki. Nie zauważyłam. Mogłabyś? - poprosiła z delikatnym uśmiechem an twarzy. Oczywiście nie miała odpiętej sukienki, ale Caroline nawet tego nie zauważyła. Dziewczyna podeszła i... skręciła kark Forbes.
Rebekah wraz z Eleną po "posiłku" wróciły do baru. Niestety zastały tam tylko Bonnie.
- Gdzie jest Caroline? - zapytała Gilbert.
- W łazience. Wiesz jaka jest Caroline, musi wyglądać perfekcyjnie. - zaśmiała się Bennett.
- Hej, zatańczymy? - podszedł do nich wysoki brunet w okularach z dwudniowym zaroście. Wyglądał bardzo męsko. Pytanie zaś skierował do Rebeki.
- Ale ja jestem... - nie zdążyła dokończyć, ponieważ mężczyzna dokończył za nią.
- zajęta? Nic nie szkodzi, każdy tu kogoś ma. A to tylko taniec, nie daj się prosić. - spojrzał głęboko w jej niebieskie oczy. Miał coś w sobie czarującego. Mimo zgody, Rebekah ani na chwilę nie zapomniała o tym że jest mężatka.
- To zostałyśmy same. - Odparła Bonnie. - Chyba też pójdę do łazienki, za dużo drinków. Zresztą sprawdzę co z Caroline. - wzięła ostatni łyk i weszła wgłąb tłumu ludzi.
W tym czasie Elena zauważyła znaną jej postać. Nie miała wątpliwości kim ona jest. Była pewna że to nie przypadek więc chwyciła torebkę i poszła w kierunku Bonnie. Jest wampirzycą, jest pewna siebie, ale u boku Bonnie i Caroline jest pewna że nic jej nie grozi.
Skierowała się do pomieszczenia do którego drzwi właśnie otworzyła jej przyjaciółka, Bonnie.
- Bonnie, gdzie jest Caroline? - zapytała nerwowo.
- Nie wiem i szczerze mówiąc nie podoba mi się to. - odpowiedziała nie mniej nerwowo.
- Musimy poszukać dziewczyny i się stąd zmywać. Widziałam córkę Katherine. Jestem pewna iż to nie przypadek że jest w tym samym klubie co my. 
Już miały kierować się do wyjścia z owej toalety ale ktoś zagrodził im wyjście. Były to trzy kobiety przed trzydziestką, a za nimi była Alice. Wampirzyce rzuciły się na Elenę i skręciły jej kark, a Alice zajęła się Bonnie. Wszyscy wiemy że Bonnie jest tą silniejszą. Ale szybkość jaką posiada Alice wyeliminowała Bonnie z gry. Córka Katherine przyłożyła do ust Bennett zioła które momentalnie sprawiły iż czarownica zasnęła i usunęła się na ziemie. 
Kilka godzin później. Mystic Falls.

- Eleno, dlaczego nie odbierasz telefonu?! - Damon wręcz krzyczał do słuchawki. Rozumiał że jest tam czwórka mądrych kobiet, które sobie poradzą, ale nie rozumiał dlaczego żadna z nich ani nie odbiera, ani nie daje znaku życia. To jedyne go martwiło. Chwycił za butelkę z jego ulubionym trunkiem i pociągnął prosto z butelki bursztynowy płyn. Bourbon przechodził przez gardło Damona jak jedwab. Wypił dzisiaj już dwie takie butelki i czuł że ta będzie tą ostatnią. Szczególnie że tak źle piło mu się w samotności. 
- Źle wyglądasz... - cichy, smutny głos odezwał się. Był jak echo w tych czterech pustych ścianach. Damon dobrze znał ten głos. Był jedną z niewielu rzeczy których mu tak bardzo brakowało, ale bał się przyznać. Nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Czy to prawdziwe? nie był pewnie. Obrócił się. Tego widoku nie zapomni do końca życia...


__________________________________________
No to jest 43 rozdział.
Jest was ponad 33 tysiące co mnie bardzo cieszy. 
Jak widzicie rozdział jest o wiele dłuższy. 
Oczywiście nie zakańczam jeszcze tej historii.
Mam nadzieję że jeszcze będziecie nadal czytać, oceniać, komentować.
Napiszcie co sądzicie o NN!
Jak myślicie, kto odwiedził Damona?
A może to tylko halucynacje?
Pozdrawiam serdecznie!

Obserwatorzy