:)

środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział XXXXII

Oczami Klausa:

Zamarłem. Byłem w szoku, ale wiedziałem że to wszystko jest możliwe. Być może Tatia wróci do świata żywych. Po tylu latach znów ją zobaczę. Mimo iż bardzo kocham Caroline, na wiadomość o powrocie mojej dawnej miłości z przed tysiąca lat zrobiło mi się ciepło. 
Jeszcze przez chwile rozmawiałem z Kolem i wróciłem do domu. Caroline niedługo wraca ze szkoły. Chcę ją zobaczyć zanim wyjedzie do Nowego Jorku.
                                                * * *
Oczami Eleny:

Wróciłam do domu. W końcu! Padam z nóg. Stwierdzam że koturny nie były dobrym rozwiązaniem, tym bardziej że wracałam ze szkoły pieszo. Teraz tylko kąpiel, szykowanko i mogę ruszać w drogę.  Zdjęłam buty i weszłam do salonu. Na kanapie siedział Jeremy wraz z Joshem! Co on tu to diabła robił?! Byłam w szoku. Chłopaki chyba mnie nie zauważyli bo cały czas grali i nawet nie zwrócili na mnie uwagi. 
- Nie wiedziałam że się znacie.. - Chrząknęłam i powiedziałam.
- Elena! Cześć.... co ty tu robisz?! - zapytał zdezorientowany Jeremy.
- Mieszkam! - przewróciłam oczami. - miło cię widzieć Josh - uśmiechnęłam się.
- Hej ciebie również, El. - El? serio? co to za skrót?! Moje pełne imię to Elena. - chyba się zasiedziałem, pójdę już. - dodał zmieszany moją miną.
- Nie, nie musisz. - spojrzałam na Jera. - Może się czegoś napijesz? - zapytałam z grzeczności.
- Nie, dziękuje, ale może pójdziemy kiedyś na drinka, jeśli masz ochotę. - uśmiechnął się szeroko. Uwielbiam jak to robił. Ma taki piękny uśmiech, a jego dołeczki..... ahhh cud, miód, malina.
- Eleno, przypomnij mi o której masz samolot? - podszedł do nas mój brat. Widać było że chce mnie spławić.  Odwróciłam wzrok z Josha na Jera. 
- Właśnie. Samolot. Tak. Zapomniałam - klepnęłam się delikatnie w czoło. Chyba wyglądało to dziwnie bo Court spojrzał na mnie jak na wariatkę.
- Wyjeżdżasz?
- Tak. Dzisiaj jest koncert Ellie w NY, a dostałam w prezencie bilety, więc szkoda by było nie skorzystać. - usłyszałam dźwięk wydostający się z mojej kieszeni. Esemes... tylko tak nie wypada czytać w towarzystwie. - to ja będę już lecieć na górę. Cześć - skierowałam się w kierunki schodów które prowadziły na piętro naszego domu. 
- Spóźnione wszystkiego najlepszego, Eleno. Odezwij się jak będziesz miała czas. 
- Dzięki. - odwróciłam się, uśmiechnęłam się delikatnie, wręcz niezauważalnie i pobiegłam do łazienki.
                                               * * *
-Klaus! - do pensjonatu Mikaelsonów wparowała Caroline. - Klaus! - krzyczy cały czas, ale pierwotnego nigdzie nie widziała. Już chciała zejść do pracowni, ale usłyszała wibrujący telefon pierwotnego. Zauważyła jego telefon na stole co było dla niej co najmniej dziwne, bo Nik rzadko spuszcza z oczu swojego smartphone'a. Spojrzała na ekran. Wyświetlone były esemesy hybrydy i jego brata. Nie lubiła grzebać w czyiś telefonach, ale ciekawość wzięła górę i przeczytała kilka.
Od: Kol
Oj nie dąsaj się tak braciszku. Jeszcze kilka dni i znowu ją zobaczysz.
Od: Kol
Po powrocie możemy się umówić na podwójną randkę, tylko nie bierz blondi ze sobą.
Od: Kol 
Pamiętasz ją jeszcze? bo ja bardzo dobrze.


- O kim on mówi do cholery? - zapytała sama siebie. - Klaus! - krzyknęła znowu.
- Kochanie, maluje. Coś się stało? - zapytał z troską, i podszedł bliżej blondynki by ją ucałować, ale ta się odsunęła. 
- Dostałeś esemesa - oddała mu telefon. 
- O dzięki. - pocałował ją w policzek, tym razem się nie odsunęła. - wszędzie go szukałem.
- Nie przeczytasz? - zapytała, sztucznie się uśmiechając.
- E tam. To nic ważnego. Muszę się Tobą nacieszyć zanim wyjedziesz.- chwycił ją mocno w talii i przyciągnął do siebie. 
- Dobra, bez owijania w bawełnę. O jakiej kobiecie mówi Kol? 
- Nie rozumiem. - Był zaskoczony. Po chwili do niego dotarło. - Czytasz moje wiadomości?! - zapytał z wyrzutem.
- Nie. To znaczy wyskoczyło mi tylko i.... - nie dokończyła bo jej przerwał
- Myślałem że sobie ufamy i nie musimy się kontrolować... - rzekł rozczarowany.
- Bo tak jest. - odpowiedziała mu. -  po prostu powiedz mi kim ona jest, bo nie zasnę dziś, okej? - poprosiła. Ten zamilkł. - Zdradzasz mnie, tak? Jest chociaż ładna? - założyła ręce na piersi.
- Zwariowałaś! - oburzył się. - Nigdy bym cię nie skrzywdził. 
- Unikasz odpowiedzi, Klaus! - skarciła go wzrokiem.
- Nie mogę ci powiedzieć, kochanie. Zrozum. 
- Nie! To ty zrozum że w naszym związku szczerość to podstawa. Nie chcę żadnych tajemnic. Więc albo powiesz mi teraz o co do cholery chodzi, albo możesz mnie przez kilka następnych dni nie zobaczyć! - Tak. Zaszantażowała go, ale wiedziała co robi. Potrafiła grać na uczuciach, a Klausa znała na tyle dobrze by wiedzieć że w końcu pęknie i powie jej. W końcu dla niej zrobi wszystko. Była strasznie zazdrosna.
Po kilku minutach Klaus przemówił.
- Chodzi o Tatię... moją.... em - nie wiedział jak to ująć.- pierwszą miłość.... pierwszą Petrovę. 
Wampirzyca stała i nie wiedziała co powiedzieć. Kipiała z zazdrości. 
- I? Może powiesz mi coś więcej na jej temat. Z chęcią posłucham. - powiedziała z sarkazmem

Oczami Klausa:

Spojrzałem Caroline prosto w oczy i widziałem że była bardzo dotknięta tym incydentem. Niestety musiałem jej powiedzieć. Ta tajemnica mogła całkowicie zrujnować mój związek z Forbes, a tego bym nie chciał. 
- Tatia.. była piękna. Równie piękna jak ty, skarbie. Miała długie aż do kostek brązowe włosy. Uważam że to atut u kobiety. Pamiętam jak dobrze o nie dbała. Zawsze były starannie uczesane w warkocz który zawsze opadał jej na prawe ramie. Pamiętam jak lśniły w blasku księżycach jej oczy. Za dnia były zielone, pod słońcem bursztynowe a w nocy czekoladowe. To te lubiłem najbardziej. Może dlatego że w większości spotykaliśmy się w nocy, w opuszczonej chatce w lesie. Pamiętam jak bała się kiedy pierwszy raz ją tam zaprowadziłem. W sumie ja sam się bałem. To były piękne czasy. Mimo że ani trochę nie tęsknie za byciem człowiekiem to te wspomnienia jako jedyne zapisane są w mojej pamięci jako uwielbiane. Wszystko było idealne. Pamiętam jak feralnego dnia odziany w najlepsze szaty, poszedłem do sąsiednej  wioski w której mieszkała, by oświadczyć się jej. - uśmiechnąłem się sam do siebie, a Caroline tylko patrzała na mnie z ciekawością. -  Kupienie pierścionka byłoby dla mnie bardzo kosztowne. Mimo iż nasza rodzina była jedną z najbardziej zamężnych, to i tak nie było mnie na niego stać. Postanowiłem sam go zrobić i udało mi się. Wykułem ze stali jak najlepiej potrafię. Pomógł mi w tym Elijah. Był piękny. Oczywiście umywa się do dzisiejszych pierścionków, ale on był wyjątkowy. Robiłem go z miłości dla niej. Poszedłem do domku w którym mieliśmy się spotkać, ale jej nie było. Czekałem aż do rana. Nie zjawiła się. Byłem bardzo zmęczony, więc wróciłem. Wtedy... w ten dzień matka przemieniła nas w wampiry. Musieliśmy wypić krew Petrovej i zginąć. Nikt tylko nie spodziewał się że będziemy pić krew Tatii. Mój Ojciec zabił ją z zimną krwią, tylko po to by przemienić nas w potwory. - czułem że w moich oczach gromadzą się łzy, ale nie mogłem pokazać mojej ukochanej że jestem słaby.- Koniec historii. - dodałem oschle. - Mam nadzieje że zrozumiesz to co ci powiedziałem.
- Dlaczego robiłeś z tego taką tajemnice, kochanie? - pogłaskała go po policzku.
- Ehh, szykuj się, skarbie. Za półtorej godziny masz odlot. 
- Co?! - z zaskoczeniem spojrzała na zegarek. - A ja jeszcze nie uszykowana - zaczęła jak szalona rozbierać się. Pewnie chce jeszcze wziąć prysznic. Z chęcią do niej bym dołączył, ale wtedy to już w ogóle nie zdąży, a tego by mi nie podarowała.
                                             * * *
(Godzinę później)
Dziewczyny właśnie przeszły przez odprawę i cierpliwie czekają aż będą mogły wsiąść do samolotu który zabierze je do Nowego Yorku.
- Nawet nie wiecie jak się ciesze że jestem tutaj z wami - powiedziała Bonnie.
- To będzie cudowna noc! Mówię wam! - Caroline aż pisnęła z podekscytowania.

___________________________________________
Siemka wszystkim! 
Troszkę późno z nowym rozdziałem ale jest i mam nadzieje że wam się spodoba ;)
Zmieniłam całkowicie muzykę na blogu. Mam nadzieję że przypadnie wam do gustu i choć trochę pasuje do opowiadania. Jeśli macie swoje propozycje, śmiało piszcie! ;)
Wakacje tak szybko minęły. Cały sierpień całkowicie do d*py jeśli chodzi o pogodę. Dla mnie tak to szybko minęło. Od września idę do 2 klasy liceum a wy? Piszcie! ;)
Pozdrawiam was gorąco!

środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział XXXXI

Oczami Eleny:
Weszłam do klasy. Mimo iż trwała jeszcze przerwa, w pomieszczeniu znajdowało się sporo osób. Rozejrzałam się po klasie szukając Bonnie. To właśnie z nią oraz z Mattem miałam lekcje edukacji do życia w rodzinie. Caroline za to wraz ze Stefanem, mają obecnie matematykę z profesor Smith. Nie lubiłam tej kobiety. Była bardzo wymagająca, a zarazem nie miła i wredna. Podeszłam do swojej ławki, która znajdowała się rząd za Bonnie. Jak widać przez ostatnie tygodnie mojej nieobecności nikt w niej nie zasiadł. Ucieszyłam się. Usiadłam i wyciągnęłam zeszyt, ołówek i książkę. Poczułam czyiś wzrok na sobie. Dyskretnie rozejrzałam się po klasie i zauważyłam że wszyscy się na mnie gapią. Kurcze, mam coś na buzi? W tej chwili pomyślałam że moje śniadanie mogło zostać na mojej twarzy. Wyciągnęłam telefon i przejrzałam się w odbiciu. Nic a nic. Wyglądałam wręcz perfekcyjnie. Do sali wbiegł z kilkuminutowym opóźnieniem pan Meeks. Był on nowym nauczycielem. Osobiście byłam na kilku jego zajęciach. Był on obiektem zainteresowań wielu dziewczyn w tej szkole. Na oko miał z dwadzieścia parę lat. W każdym razie był przed trzydziestką i był bardzo przystojny.
- Dzień dobry kochani!- uśmiechnął się szeroko od ucha do ucha. Usiadł na rogu stolika, złożył ręce i dodał. - Dzisiaj porozmawiamy o seksie. - nie musiał czekać długo na reakcje. Wszyscy zalali się rumieńcami i zaczęli się śmiać.
Chcąc rozluźnić atmosferę skierowałam się do nauczyciela.
- A czego dokładnie chcę Pan się dowiedzieć? - uśmiechnęłam się delikatnie. Poczułam tą świetną satysfakcję że mogłabym zawstydzić nauczyciela, niestety nie udało mi się. Większość klasy znów spojrzała w moją stronę.
- Wszystkiego. Zapraszam cię na środek. Podziel się z nami swoimi doświadczeniami. - również obdarzył mnie uśmiechem. Zatkało mnie. Widać że chciał z tego jakoś wybrnąć, pozostając ciągle w równowadze. Na początku myślałam że próbuje pokazać swoją wyższość i po chamsku kazać mi wyjść na środek, ale nie. Pan Meeks był bardzo pewny siebie mówiąc do mnie.
- Innym razem. - Próbowałam utrzymać kąciki ust ku górze ale wyszedł z tego tylko grymas. Bonnie spojrzała na mnie jakby chciała zapytać "co ty wyprawiasz?" , lecz machnęłam ręką a ona sama odwróciła się w stronę nauczyciela.
Lekcja powoli dobiegała końca, a była moją ostatnią. Cieszyłam się po wiedziałam, że z minuty na minutę zbliżam się  do dzisiejszego koncertu.
Zadzwonił dzwonek. Spakowałam swoje rzeczy i kierowałam się do wyjścia. Nagle Pan Meeks odezwał się głośno.
- Eleno, proszę zostań w klasie. - stałam jak wyryta. Czego ode mnie chce ten nauczyciel? Może chce mnie ochrzanić za ten głupią odzywkę na lekcji, ale wydawało mi się że nie jest typem takiej osoby. Mimo to martwiłam się, oraz byłam zaniepokojona, ponieważ za 4 godziny mam lot do Nowego Jorku, gdzie jadę razem z dziewczynami na koncert Ellie Goulding. Caroline wraz z Klausem podarowali mi potrójne bilety oraz wejściówki Vipowskie z okazji moich 21 urodzin. Cieszyłam się niezmiernie,a le miałam obawy ze mogę nie zdążyć się wyszykować.
- Eleno, hmmm od czego tu zacząć... - był zamyślony.
- Od początku? - zaproponowałam.- Nie będę ukrywać że się spieszę. - skrzyżowałam ręce.
- Spieszysz się.... hmm.A co jest ważniejsze od szkoły? - zapytał. A co go to obchodzi? Pomyślałam.
- Z całym szacunkiem, ale to nie jest Pana sprawa co robię po zajęciach. - bezczelny. ehhh chyba po prostu go zahipnotyzuję i dam sobie spokój z pogaduszkami.
- Dobrze, powiem krótko. Przeglądałem twoje akta. - Akta? serio? co ja jakaś przestępczyni? - zauważyłem że raz zimowałaś w naszej szkole i szkoda by była gdyby się to powtórzyło.
- nie rozumiem... - serio nie rozumiałam.
- chodzi o to że możesz oblać mój przedmiot. - uśmiechnął się lekko.
- jak to? myślałam że nie wychodzę tak źle... - byłam zmieszana
- Oczywiście jeszcze nic straconego. Jeśli się zepniesz to twoja sytuacja może się całkiem polepszyć. - delikatnie, wręcz niewidzialnie uśmiechnął się i puścił mi oczko.




                                           *  *  *
Mikaelson swobodnie przechadza się po ulicach Mystic Falls. Nagle telefon za wibrował w jego kieszeni. Spojrzał na wyświetlacz i bez zastanowienia odebrał połączenie. 
-Wiesz coś? - zapytał od razu. Ani dzień dobry, ani wypchaj się, tylko od razu wali z grubej rury.  
- Ciebie też miło słyszeć, Mikaelson. Już niedługo przyjedziemy do Mystic Falls, a ty oddasz nam krew, resztę zostaw nam. Jest jedno ale... 
- Jakie znowu? - zapytał oburzony.
- Potrzebujemy kogoś w kim umieścimy ją. Ona była człowiekiem. Nie wiadomo w jakim stanie jest jej ciało. A tak w ogóle odkopałeś je?
- jeszcze nie- odpowiedział. - Monique, musicie być ostrożne. Jeśli w tym czasie jakaś wiedźma się przedrze przez zasłonę, możemy obudzić nie tą osobę co trzeba. - powiedział z troską Kol
- Uda nam się, zobaczysz. Każde z nas w końcu będzie szczęśliwe. My i oni - uśmiechnęła się do słuchawki Margaret. - Co z Nik'iem? - zadała kolejne pytanie.
- Pracuję nad nim. Nie zdążysz się obrócić, a żuci tą nędzną blondynę dla dawnej miłości. To kwestia czasu, kochanie. 
                                             
___________________________________
Kochani jest oto 41 rozdział dodany po tygodniu z czego się cieszę ponieważ potrafiłam sobie tak zorganizować czas by napisać nową notkę. Mam nadzieję że wam się spodoba.
Komentujcie! To na prawdę bardzo motywuję. Spoiler: Możecie się spodziewać wskrzeszenia kilku osób. (Jedną dobrze znacie)
Oczywiście nie nastąpi to w kolejnym rozdziale ale niedługo. 
Pozdrawiam!

czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział XXXX

Mija kolejny letni dzień. Słońce praży w twarz mieszkańców Mystic Falls. Ludzie lekko ubrani spieszą się do pracy. Kawiarnie, sklepy, bary zaczynają otwierać się. Mystic Grill powoli zapełnia się klientami którzy czekają w kolejce za kawą. Dziewczyny z ulotkami przechadzają się po mieście rozdając reklamy,a dzieci biegną na autobus by zdążyć na poranne zajęcia.
W pewnym domu remont trwa od rana. Młody mężczyzna urządza swój dom. Ściany w kolorze bordowo-białym, wielkie okna które bez problemu mogłyby robić za wejście na taras. Na środku wielki dywan czerwono-czarny. Dość nowoczesny jak na gust mężczyzny. Do pokoju wchodzą mężczyźni którzy wnoszą meble. Fotele, sofy, szafy, a nawet toaletkę. Tylko po co mężczyźnie toaletka? Czyżby aż tak dbał o urodę? a może urządza pokój dla jakiejś kobiety? Mężczyzna wyglądał na bardzo zadowolonego z całego efektu. Jak na mężczyznę miał dobry gust, ale czegoś mu brakuję.... hmmm
Do pomieszczenie wparował kolejny mężczyzna. Był to ciemny blondyn o zielonych oczach. Można było zauważyć że nie był w doborowym humorze.
- Możesz mi powiedzieć co ty do jasnej cholery wyprawiasz?!- zapytał, unosząc dość wysoko ton głosu.
- Mógłbyś jaśniej? Nie rozumiem o co ci chodzi. - rzekł o wiele spokojniej niż jego brat.
- Nie pogrywaj sobie ze mną, Kol. Chcesz znowu wylądować w pudle? - zapytał z lekkim uśmieszkiem.
- Nik, twoje sztuczki już na mnie nie działają, więc mów prosto z mostu czego ode mnie chcesz, albo wynoś się stad. Nie wiem czy zauważyłeś ale jestem zajęty. - odpowiedział po czym zapisał coś w notatniku i podał jednemu z pracowników sklepu z meblami.
- Po co Ci krew Eleny? - stanął blisko okien dotykając tkaniny zasłaniającej widok.
- Po prostu, potrzebuję. Dla ciebie i tak jest bezużyteczna. - odpowiedział po czym nalał do dwóch szklanek bursztynowego płynu i skierował się z szklanką do hybrydy.
- Co ty kombinujesz? Oświeć mnie!
- Co ty na to jeśli powiem ci że nasza ukochana Tatia powraca do żywych? - brunet puścił oczko do wampira, a ten szeroko się uśmiechnął.
                                                                      *  *  *
Dom Salvatorów cały aż pachniał smakołykami. W powietrzu unosiły się opary pysznych potraw. To Damon szykuję śniadanie dla swojej ukochanej. Dla Eleny były to ostatnie dni w szkole. Dużo się ostatnio działo więc postanowiła się ogarnąć i wyruszyć z przyjaciółkami do szkoły by spędzić ostatnie w niej chwile. Gdy tylko się obudziła i poczuła pyszne zapachy, leniwie ale dość chętnie zeszła przyszykowana na dół. Damon przy garach to dość rzadkie ale za to jakie urocze zjawisko, szczególnie iż wampir był odziany tylko w szeroki uśmiech i krótki fartuszek. Taki widok bardzo podniecił Elenę. Uwielbiała patrzeć na jego od tyłu. Miał bardzo okrągły tyłek i śliczne dołeczki nad nim.
- Jak się spało kochanie? - zapytał  chodź i tak wiedział że Gilbert stoi tu już od kilku minut.
- Jakby ktoś spuścił ze mnie krew. - zrobiła smutną minkę. Podeszła do lodówki i spakowała swoje "śniadanie"
- Nie martw się o to, skarbie. - podszedł od tyłu i szepnął jej do ucha aż po jej ciele pojawiła się gęsia skórka. Uwielbiała jak to robi. Ciepły jego oddech i delikatny pocałunek w szyję to, to czego w tej chwili potrzebowała. - Już się tym zająłem - dodał. Elena obróciła się do niego.
- Co zrobiłeś? Przecież prosiłam cię byś dał spokój. - Ten objął ją w talii i spojrzał głęboko w oczy.
- Kocham cię! Kiedy do ciebie dotrze że jesteś dla mnie najważniejsza? - Ona zrezygnowała, nie chciała się kłócić chociaż wiedziała że tego tak nie zostawi i jak wróci ze szkoły, Damon dostanie ostry opieprz. Dlaczego nie teraz? bo nie chciała psuć tej chwili. Już od dawna się między nimi nie układało tak jak zawsze. Wampirzyca musnęła jego usta.
 Salvatore chciał więcej, ale brunetka usłyszawszy klakson samochodu odsunęła się.
- Hej! A co z śniadaniem? - zapytał rozczarowany.
- Zjedz, ja muszę uciekać. Pamiętaj że dzisiaj koncert. - uśmiechnęła się do chłopaka.
- Oczywiście, tylko w co ja się biedny ubiorę? hmm - zakpił sobie przypominając sobie sytuację gdy Elena szykowała się na imprezę.
- Nigdzie nie jedziesz, kochanie. To babskie wyjście. - rzuciła i wybiegła.
___________________________________
Mamy 40 rozdział! Jeszcze raz was przepraszam ale mam ostatnio strasznego pecha :( Raz zepsuł mi się laptop a potem nie miałam internetu, ale już jestem więc się ciesze. Rozdział co prawda krótki ale może następny bardziej wam się będzie podobać. Jeśli coś jest nie tak, coś co mogłabym zmienić w swoimi opowiadaniu, albo po prostu nie powinnam pisać.. śmiało piszcie! Będę czekać na jakikolwiek komentarz z waszej strony. Cieszę się że nadal czytacie moje wypociny. Jest mi z tego powodu bardzo miło. Na liczniku prawie 30 tysięcy!! Wow Dziękuje wam :)
P.S. zastanawia mnie od jakiegoś czasu coś. A mianowicie: Wiadomo że każdy wampir musi być zaproszony do domu by mógł wejść, prawda? a dobrze wiemy że każda, restauracja, kawiarnia, sklep, bar, szpital .. każde z nich ma swojego właściciela. A przecież żaden z właścicieli nie stoi przy wejściu i nie zaprasza wszystkich z kolei? To jak to możliwe że wampiry mogą sobie od tak wejść? Hmmm mam nadzieję że mi pomożecie rozwikłać tą zagadkę :)
Pozdrawiam was serdecznie!!! <3

Obserwatorzy